Forum SuperSim Center Strona Główna


SuperSim Center
SuperSim Center- strona dla super simów:)
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
...:Być albo nie być:...
Ewci@
Administrator


Dołączył: 24 Lut 2006
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nadarzyn

ODCINEK 0- "Poznajmy się!"



Jessica Stuart- seksowna i przebojowa. Łamaczka męskich serc. Nieco próżna. Jednak jest też prawdziwą przyjaciółką, której można zaufać i która dochowa tajemnicy. Jest jak to się mówi kasiasta. Ma bogatą matkę Danielle, a ojca... nie. Ona nie ma ojca. Wzięła się z probówki. Niee... to przecież nie prawda. Ma ojca. Tylko kim on jest? Jessicę to nie obchodzi. 16 lat temu zgwałcił jej matkę wmawiając jej, że ją kocha, a potem zostawił na pastwę losu. Mniejsza o niego. Jessica ma chłopaka- Kevina. Jest wprost identyczny do niej. Typowy podrywacz. Ale to dziwne- chodzi z Jessicą już 3 miesiące i nic nie wskazuje na to, że chce z nią zerwać. Może naprawdę się zakochał? Dziewczyna ma także prawdziwą przyjaciółkę Vickotorię. Kocha ją, jak siostrę, ufa jej i zwierza jej wszystkie swoje tajemnice.

Danielle Stuart- spokojna i mądra kobieta. Po tym, jak zostawił ją jej ukochany (były) do mężczyzn ma wielki dystans. Swoje pieniądze zawdzięcza między innymi swoim rodzicom (nie biorą udziału w FS), a także wielu swoim książkom, gdyż jest pisarką. Jej bestsellery to:
"Jerry Porter" i wszystkie 7 części jego przygód
"Zuzia z Zielonego Wzgórza" oraz wszystkie 8 części z tej serii.
Danielle kocha swoją córkę i ufa jej. Wie, że Jessica nigdy nie zrobi jakiegoś głupstwa. Dlatego pozwala jej chodzić na imprezy i festyny. Kobieta również wie, kiedy jej córka ma dobry lub zły humor i kiedy nie chce jej o czymś powiedzieć. Bardzo lubi też Vicktorię, przyjaciółkę swojej córki.

Vicktoria Melbourne- szalona nastolatka, która lubi się (bez prochów, fajek i piwa) dobrze zabawić na imprach. Jest świetną organizatorką i to właśnie jej wszyscy powierzają zadanie zorganizowania swojej imprezy bądź zabawy. Bardzo lubi swoją przyjaciółkę i rówieśnicę Jessicę, chociaż peszy ją fakt, że ta kupuje jej wiele rzeczy; począwszy od lodów po ubrania. Dziewczyna jest, co to owijać w bawełnę, biedna. Nie ma chłopaka, bo, w przeciwieństwie do Jessici, szuka swojej wielkiej miłości na całe życie. Ma pewnego kolegę Roberta, który również jest biedny. Są sąsiadami. Vicktoria nie ma matki, ponieważ zginęła (matka) w wypadku lotniczym całe 9 lat temu. Mieszka z ojcem.

Kevin Lajtario- podrywacz i uwodziciel w jednym. Nie jest zbyt przystojny, ale, jak on to mówi, to sprawa uroku osobistego. Ja jednak myślę inaczej: to na pewno zasługa jego lekcji z Donem Lotario. Dziewczyny za nim szaleją. Tylko dlaczego? Może dlatego, że łamie serce każdej dziewczynie? Cóż zapewne to jest jego sekret. Co można o nim jeszcze powiedzieć? Niewiele. Ma dzianych rodziców, jak mało kto. Jest o wiele bogatszy od Melanii i w duchu się tym bardzo chlubi. Nie znosi, gdy dziewczyna go rzuca, więc zawsze robi to pierwszy. Dlaczego wciąż jest z Jessicą? Przecież zawsze chodzi z dziewczyną max. miesiąc. Nie chce udzielić odpowiedzi, mówi, że to sprawa osobista. Czyżby miłość?

Doktor Standy- lekarka, która ubiera się dosyć kusząco. Jest przyjaciółką Danielle i bardzo lubi jej pomagać. Dr. Standy można nazwać "kobieta-praca", bo żyje tylko nią. Nie ma dzieci i męża, ponieważ nie ma czasu na rodzinę. Taka już jest. Lubi też bardzo Jessicę, której przyszłości uratuje życie.

Derryl Melbourne- ojciec Vicktorii. Mężczyzna miły, uprzejmy, kulturalny i... biedny. Jego żona umarła 9 lat temu, bardzo za nią tęskni i często myśli o niej. Kocha swoją córkę nade wszystko i pragnie jej szczęścia. Jednak, gdy jego córka udaje się do koleżanki Jessici i wraca z jakimiś prezentami od niej, Derryl czuje się jak zły ojciec, który nigdy nie kupił jej nic cennego. Ale za co miał by jej coś sprezentować? Ledwo mu starcza na rachunki. Mężczyzna nie był wcale biedny, ale 6 lat temu wciągnął się w jakieś czarne interesy i teraz spłaca długi w wysokości 25 tysięcy $. Derryl pracuje jako zastępca w drużynie piłkarskiej. Jest urodzonym sportowcem i ciągle biega i ćwiczy. Lubi Jessicę i cieszy się, mimo wszystko z przyjaźni jej i jego córki. Niezbyt dobrze zna matkę Jessici, Danielle, jednak wie, że jest to rozsądna i ładna kobieta.

Robert Fenter- biedny chłopak, sąsiad i kolega Vicktorii. Pracuje u dr. Standy jako sprzątacz i pomoc typu "podaj termometr!". W szkole nie jest zbyt znany, ale osoby, z którymi się koleguje uważają go za wspaniałego kompana, który podzieli się nawet swoją jedyną, marną kanapką z głodną osobą.



ODCINEK 1- Durne rachunki!!

Ciemna noc. No, może przesadziłam. Jest 22:34. O tej porze Jessica i Vikotoria są w swoich domach, chyba, że Viktoria nocuje u Jessici. Mama siedzi nad kolejną powieścią; teraz przełożyła się na romanse kryminalne. Jessica oglądała telewizję, gdy nagle zadzwonił dzwonek. Zaintrygowana, poszła sprawdzić kto przyszedł.
-Viktoria!- krzyknęła zaskoczona- co ty tutaj robisz o tej porze?! Stało się coś?
-Pssst! Chodź tu, na dwór!- widać było, że dziewczyna jest smutna i przybita.
Jessica posłusznie wyszła za Viktorią. Wiedziała, że przyjaciółka nie chce, aby rozmowę usłyszała jej mama.
-Co się stało? I czemu płaczesz??!!
-Jess, nie uwierzysz co się stało!- Viktorii łzy zaczęły coraz rzęsiściej lecieć po policzkach- Tata nie miał kasy, aby zapłacić za czynsz! I.. i.. i.. <smark> wyrzucili nas!- teraz dziewczyna zaczęła płakać, jak bóbr.
-Wyrzucili?! Tak po prostu?!
Viktoria pokiwała smutno głową.

-Och, Viki!- Jessica przytuliła przyjaciółkę- I co ty teraz zrobisz? I.. Zaraz, a gdzie jest twój tata?
-On.. on.. on próbuje jakoś sprawę złagodzić. Poszedł do sądu. Na noc nie wróci.
Jessica słysząc te słowa nagle wpadła na pewien pomysł.
-Viki, słonko, chodź do salonu; tu jest zimno.
-ale ja.. no dobrze. Chodźmy..
Dziewczyny weszły do salonu i usiadły na kanapie.
-Kochana, poczekaj tu na mnie, oki?- spytała Jessica ze współczuciem w głosie.
-Nie ma sprawy.
Jess szła na górę po schodach i myślała: Ciekawe, jak wygląda takie życie.. wywalają cię z domu i w ogóle.. ale Viki to moja przyjaciółka, muszę jej jakoś pomóc!
Ostrożnie zapukała do pokoju mamy.

-Chodź córciu! Pewnie głodna jesteś? Zaraz zrobię kolację. O Boże! To już tak późno?! Ale ten czas szybko leci na pisaniu.. No to jak? Może zamówimy pizzę, co?
-Mamo, ja nie jestem głodna, ja.. no może trochę jestem. I Viktoria pewnie też..- odpowiedziała Jessica.
-Viktoria? Ona tez jest?- zdziwiła się matka. Ojciec Viki zawsze chce, aby jego córka najpóźniej o 21:30 była już w domu- to świetnie! Czy będzie u nas nocowała?
-Mamo, ja właśnie w tej sprawie. Bo, widzisz..
Jessica opowiedziała smutną historię Viki.
-I właśnie dlatego pomyślałam, że przez ten czas, kiedy sprawa tego czynszu będzie się wyjaśniać, Viktoria mogłaby nocować u nas.. Czy zgadzasz się?
-Ależ oczywiście, córeczko! Czy masz mnie za nieczułą istotę?
-Oczywiście, że nie mamo!- uśmiech lekko rozjaśnił wciąż jeszcze smutnawą twarz dziewczyny.
-Ale, czy nie sądzisz, że to podłe?!- nagle zdenerwowała się mama- tak z dnia na dzień wyrzucić z mieszkania jego właścicieli! To świństwo!!
-Ależ mamo, jeszcze nie wszystko stracone! Teraz tata Viki ma miesiąc, aby spłacić dług i wykupić mieszkanie. Po tym terminie dom będzie na sprzedaż.. Tak mi powiedziała Viktoria.
-No dobrze. Masz to córeczko, 40zł. Zamówcie sobie wielką pizzę. Ja muszę teraz wyjść.- postanowiła matka.
-Wyjść? Teraz? O tej porze?
-Tak kochanie. Możliwe, że wrócę, jak już będziecie spały. Aha, i połóżcie się najpóźniej o 24:00, dobrze?- kobieta pocałowała Jess w policzek i spojrzała na nią wyczekująco.
-Dobrze mamo. Papa!
-Dobranoc.
Mama ubrała się cieplej, po czym wyszła z domu, wsiadła do samochodu i odjechała.

-Viki, śpisz u mnie! Co ty na to? Pogadałam z mamą. Mamy zamówić sobie pizzę.
-Naprawdę? Jeju, jakie wy jesteście kochane! Tylko zadzwonie do taty na komórkę, o ile jej jeszcze nie sprzedał!- ucieszyła się dziewczyna i pobiegła do telefonu.
-Tata? Jestem Jessici. Będę u niej nocować. Ja też się cieszę. Dobrze, podziękuje jej. Tak, i pozdrowię. Dobrze, jej mamę też.-Viki uśmiechnęła się porozumiewawczo do Jess, podczas rozmowy z tatą. OK.! Papa, dobranoc!
-OK. Załatwiłam sprawę z tatą. Jaką pizze bierzemy?

Juhu!- Jessica zaczęła skakać na kanapie- a bo ja wiem. Może.. Hawajską?

-Niech będzie. Kurczę, ale tęsknie za tatą i boje się o nasze mieszkanie..- zmartwiła się Viktoria.
-Nie martw się! Wszystko się ułoży!- pocieszyła ją Jess.
Dziewczyny zjadły pizzę, chwilę pogadały, obejrzały jakiś horror, i poszły spać. O której godzinie? 1:30! Ale co tam! Mama się nie dowie. Chyba, że ty, drogi czytelniku jej wygadasz! Nie? To wspaniale!
W czasie, gdy dziewczyny się beztrosko bawiły, mama Jessici, Danielle, zamyśliła się. Myślała o sytuacji, w jakiej był teraz biedny (tu chodzi o współczucie, a nie o pieniądze) pan Melbourne. Wiedziała, że musi mu pomóc. On nie raz jej pomógł. Raz jej ustąpił ostatniego miejsca na parkingu pod Geantem. Innym razem, gdy córka Danielle złamała nogę, ten szybko zaniósł ją do swojego domu na rękach, w czasie wielkiego deszczu, a potem świetnie unieruchomił jej nogę, tak, że Jessica mogła prawie swobodnie chodzić, bez stękania. Wiele było małych i dużych pomocy z jego strony dla niej, których nie sposób wyliczyć. Tak. Teraz nadeszła chwila, w której Danelle Stuart odwdzięczy się. Pan Melbourne zasłużył na ten dom.



ODCINEK 2- Wszystko się wyjaśnia.


Tak myśląc, Danielle (patrz odcinek 1) dojechała pod sąd. Wysiadła z samochodu, i dowiedziała się w recepcji gdzie znajduje się pan Melbourne. Zapukała do drzwi, po czym weszła do malutkiego pokoiku.
Ujrzała tam dwóch pracowników z jakimiś papierami, oraz zmęczonego i zniecierpliwionego pana Melbourne. Wszyscy spojrzeli na nią. Pan Melbourne otworzył szeroko oczy ze zdumienia, ale nie odezwał się słowem.
-Witam panią! Pani chyba salę pomyliła.- powitał ją uprzejmie jeden z pracowników.
-Ależ nie! Ja właśnie w tej sprawie. Chcę wszystko zapłacić, co pan Melbourne jest winien.
Osoba, o której mówiła Danielle otworzyła jeszcze szerzej oczy, ale nadal się nie odezwała.
Pani? Pani?!- zawołał opryskliwie drugi pracownik.
-Tak. Ja.- pewnie odpowiedziała Danielle.
-Jeśli tak pani stawia sprawę.. Ale ostrzegam! To są duże pieniądze!
-Nie zniechęci mnie pan. -uśmiechnęła się Danielle.
-Ależ ja wcale nie chciałem! No dobrze.. niech pani usiądzie.
Danielle usiadła obok pana Melbourne, który wciąż nie mógł wydusić z siebie słowa.
-Niech pani poda mi swoje dane osobowe.. Imię? Nazwisko? Miejsce zamieszkania? <itp.>
Po zapłaceniu wszystkiego, pracownica poinformowała:
-Dziękuję za pomoc w tej sprawie. Ale niestety, mieszkanie będzie musiało odczekać dwa tygodnie. Dopiero potem odzyska pan klucz.
-Dziękujemy. Pan Melbourne przyjdzie po klucz. Do widzenia.
Pan Melbourne wyszedł za Danielle, wciąż nie odezwawszy się ani słowem.
-Gdy minęli recepcję i poszli na parking wydusił z siebie:
-Ja... dziękuję. Nie trzeba było. Naprawdę.
-Ależ nie ma sprawy!
-Och, nie, jest- mężczyzna odzyskał mowę- ale obiecuję, że oddam pani pieniądze w najbliższym czasie.
-Nie musi pan tak szybko. Mi się nie spieszy!
-Tak, to ja dziękuję za pomoc. Muszę poszukać sobie jakiegoś schroniska na te dwa tygodnie..
-Nie ma mowy! Jeśli pana córka śpi u mnie, to pan też tam będzie spał!- zadecydowała Danielle, po czym wsiadła do samochodu. Po chwili usiadł obok niej pan Melbourne.

-jak ja mam się pani odwdzięczyć?!
-Jest jedna sprawa. Mianowicie chciałabym, żebyśmy mówili sobie po imieniu, skoro będziemy mieszkać razem pod jednym dachem!
-W takim razie jestem Derryl.
-Danielle. OK, więc jedziemy do domu. Jestem zmęczona i pan zapewne też.- ziewnęła Danielle.

-Tak. I to bardzo!- mruknął Derryl spod przymkniętych powiek- siedziałem tam całe 9 godzin!
-No... nie zazdroszczę panu... to znaczy tobie!
-Bo nie ma czego... Ale... zajedziesz pod mój dom? Zostawiłem u sąsiada nasze rzeczy.
-Dobrze, nie ma sprawy.
Gdy Derryl zabrał już swoje rzeczy i wraz z Danielle dojechali pod willę przy ulicy Simsim 308 (dom Danielle), wysiedli z wozu.
-No Derryl pokaże ci, gdzie będziesz spał.-uśmiechnęła się Danielle- Chodź na górę.
Kobieta zaprowadziła Derryla do jego pokoju.

-Tu będziesz mieszkał!- wskazała na pokój.
-To... to ma być mój pokój?!- mężczyzna stanął, jak wryty.
-Za mały? Myślałam, że będzie dobry...- Danielle się zmartwiła.
-On jest wspaniały! Jezu, nigdy nie widziałem takiego pokoju!
-Czyli jednak ci pasuje? To świetnie. Tam w rogu są drzwi do łazienki. Czy jesteś może głodny?
-Oj, nie dziękuję! Teraz jestem zbyt zmęczony, aby czuć głód.
-Tak więc do łóżka! Ja też już idę...
-Do mojego łóżka...-No coś ty! Do swojego! <haha>
-To... dobranoc.
-Miłych snów.
Danielle wyszła z pokoju. Nagle coś sobie przypomniała.
-Eee... Derryl, bo widzisz... ja w tym pokoju zrobiłam sobie takie jakby biuro. Ale tylko w tym kącie i...
-Co? Och, nie ma sprawy, możesz pracować tu, kiedy zechcesz! Nawet w nocy! Ale nie w tej... chciałbym się przespać.
-Nie martw się, nie będę tu wchodziła w nocy, możesz spać spokojnie!- uśmiechnęła się Danielle.

Nagle Derryl przytulił po przyjacielsku Danielle:
-Nie wiem, co bym zrobił z moją córką, gdyby nie TY!
-Oj, nie przesadzaj!- odparła wciąż zaskoczona tym nagłym uściskiem. W duchu pomyślała jednak Jak on ładnie pachnie! Jezu, jaki on jest przystojny! <itp.> Czyżby Danielle poczuła do niego miętę?
-To dobranoc- odpowiedział Derryl.
-Co? A tak, tak, dobranoc.- mruknęła Danielle po czym szybko wyszła z pokoju.

"Hmm... bardzo tu ładnie." Pomyślał Derryl. "Jezu, co ja mówię! To jest ekstra pokój!" Podskoczył i rozejrzał się bardziej nie pomijając nawet małej, czystej toalety.

Tymczasem, Danielle przebrana już piżamę leżała na łóżku wciąż nie potrafiąc zasnąć. Myślami nie była jednak tu, z nami. Zastanawiała się, co tak naprawdę czuje do Derryla. Może to tylko przyjaźń? Ale na to nie wyglądało: gdy tylko wyobrażała sobie jego twarz zaraz uśmiechała się, jakby była zakochana.

Co zaś porabiał Derryl? Również nie mógł zasnąć, mimo, że łóżko było nadzwyczaj wygodne. W takim razie co mu przeszkadzało pogrążyć się w kojącym śnie? Danielle! Myślał "To taka mądra kobieta i taka dowcipna. I taka wspaniała! Mało kto pożyczyłby biednemu tyle pieniędzy! Boże, co ja wygaduję? Czy ja... ona...? Czy ja ją bardziej lubię niż zwykłą przyjaciółkę?" TAK zabrzmiała odpowiedź w jego głowie. "A więc... a więc to prawda?" Tak myśląc oboje w końcu zasnęli.
Nastał ranek. Godzina 8:30. Jessica wstała, po czym skierowała swe kroki do ubikacji. Miała zamiar skorzystać i znów zasnąć. Nagle z sennych jeszcze rozmyślań wyrwał ją dzwonek do drzwi. Powoli zeszła na dół i otworzyła drzwi.

Witaj Skarbie!- nagle ktoś (Jess jeszcze się do końca nie rozbudziła) zatopił w niej usta.
-Kto? Och! Kevin, cześć! Co tu robisz tak wcześnie?- Jessica w końcu go rozpoznała.
-Aaaa... tak sobie szedłem to przy okazji wpadłem...
-Tak... to wejdź. Proszę.- Jess gestem zaprosiła gościa do środka.
-Ale ja tylko na chwilę...- powiedział Kevin po czym usiadł na kanapie.
-Coś się stało?-Jessica usiadła obok niego.

-Nie.- nagle Kev wprost rzucił się na Jess i zaczął ją całować, na co dziewczyna się zgodziła.

Jessica!- usłyszeli i odskoczyli od siebie, jak oparzeni. Najwyraźniej nie usłyszeli mamy wchodzącej do salonu.- Mamy gościa! Zachowuj się!
-Och, mamo ja... myślałam, ze wszyscy śpią i...
-To ja już pójdę!- powiedział szybko Kev, pocałował Jess i wybiegł z domu.
-Jessica, proszę, następnym razem bardziej zwracaj uwagę na to czy ktoś wchodzi!
-Tak mamo.
-Co się sta-ało?- nagle pojawiła się Viktoria, nie potrafiąc stłumić ziewnięcia.
-Och, nic takiego. Viktoria wjadalni jest pewien gość, który chciałby cię zobaczyć.- Nagle uśmiechnęła się Danielle.
-Tak?- Vicky poszła do danego pokoju.

-TATA! Tatusiu! Jak się cieszę! Kiedy przyjechałeś? Co tu robisz? Co z mieszkaniem?- dziewczyna rzuciła się z dziką radością ojcu na szyję.
-Spokojnie! Więc przyjechałem z nocy, i będę tu mieszkał przez dwa tygodnie. Potem odzyskamy dom dzięki pomocy pani Stuart. -Danielle zawstydziła się, na co Derryl się uśmiechnął w duchu.
-Naprawdę? Och, pani Stuart!- tym razem Viki rzuciła się Danielle na szyję, co prawie zwaliło kobietę z nóg.-Ups! Przepraszam!
-Eee... nic się nie stało. To... może zjemy już śniadanie?
Wszyscy zgodzili się ogólnym pomrukiem.

-To wspaniale! A więc jedzmy!

Po wspólnym śniadaniu dziewczyny poszły ubrane już na dwór.
-Co powiesz na to, abyśmy pojechały z rodzicami do sklepu?- nagle spytała Jessica.
-To dobry pomysł. Kupisz sobie tą sukienkę, którą...- zaczęła Viki.
-Oj, przestań! Ty też coś sobie wybierzesz!- zaśmiała się Jess.
-Och, dzięki. -zarumieniła się Viki.
-To chodź spytamy!
Dziewczęta poszły do salonu, gdzie rodzice oglądali telewizję.
-Mamusiu, kochana, pojechalibyśmy do Sklepów Na Rogu? Tam są teraz wyprzedaże i bajeczne ciuchy...
-Hmm... myślałam nad tym, aby przejechać się gdzieś.- dobrze, pojedziemy pod warunkiem, że Derryl... to znaczy pan Melbourne się zgodzi.
-Co? Aaaa... tak, tak jasne- mruknął zagapiony w telewizor Derryl.
-Super!!- wykrzyknęły dziewczyny i przybiły piątki.



ODCINEK 3- W śpiączce.


Po godzinie przygotowań wszyscy wgramolili się do małego autka. Gdy już w tej ciasnocie dojechali na miejsce, wysiedli z samochodu i rozejrzeli się.
-Ja pójdę kupić sobie "Wyborczą"- mruknął Derryl i zniknął w drzwiach.
-Idę z nim. Chcę sobie kupić "Vivę".- powiedziała Danielle i zrobiła pierwsze 3 kroki w drodze do drzwi.
-Mamo, a pieniądze?!- zdziwiła się Jessica.
-Co? Ach, tak, proszę. 250$ dla Viktorii i 250$ dla Jessici. No to bawcie się dobrze!
-No chodź, Viki. Idziemy po super ciuchy.
Viktoria nie ruszała się z miejsca. Wpatrywała się w banknot, jak urzeczona.
-No chodź! Co jest grane? To nie są fałszywki!
-Ja.. nigdy nie miałam w ręku tyle szmalu...- mruknęła i delikatnie złożyła banknot po czym schowała go do kieszeni.
Jessica nie odezwała się. Zrobiło jej się głupio. Nie wiedziała dlaczego...
-No dobrze. Chodźmy.- powiedziała Viktoria i znów stała się zwyczajną Vicki.

Dziewczęta wpadły w szał zakupów. Na jaki ciuch nie spojrzały, zaraz chciały go mieć. Co chwila było słychać:

Co sądzisz o tej sukience?

Jak mi w tej bluzce? I czy te spodnie nie poszerzają mi ud? Wezmę to i to... i jeszcze to!

W końcu po czterech męczących godzinach, Danielle wysłała Melanii SMS-a o treści następującej:
[img]http://ewiqa.w.interia.pl/Photos/sms.bmp[/img]
Jess odpisała OK. po czym szybko z Viktorią pozbierały rzeczy, które chcą kupić i zapłaciły w kasie.

Zjechały windą na dół i wyszły przed budynek. Rodziców jeszcze nie było w samochodzie. No tak, były z nimi umówione dopiero za 5 min. Viki usiadła na ławce; obok postawiła torby ze swoimi zakupami, gdzie również Jess położyła swoje. Nagle zadźwięczał dzwonek jej komórki. Szukała w torebce idąc wciąż do przodu. Znalazła! Dzwonił Kevin. Zatrzymała się i nacisnęła zieloną słuchawkę.
-Jess? Halo, jesteś tam?- to Kevin wydzierał się do słuchawki- Jessicia!
Już miała odpowiedzieć... Nagle usłyszała krzyk. Głośny, piskliwy krzyk. Krzyk przerażenia. Krzyk Viktorii.
Spojrzała z uśmiechem z jej stronę. Myślała O co jej chodzi? Pająka zobaczyła? Viki wskazywała ręką w prawą stronę. I darła się:
-Jess! Uciekaj!! Uciekaj!! Jessiiiii.........
Za późno. Jessica spojrzała z uśmiechem we wskazaną stronę. Uśmiech ustąpił przerażeniu.

I ból. Ten nagły, wielki ból. To uderzenie w brzuch. Jessica upadła. Dotknęła ręką brzucha tam, gdzie poczuła ten ból. Spojrzała na rękę. Cała we krwi. "Nie." Myślała. "NIE!! Ja nie chcę umrzeć... nie chcę zasnąć." Mimo to, wszystko stawało się coraz bardziej rozmazane.

-Jess? Jess, słyszysz mnie? Dzwonię po karetkę i po tatę. Jess słyszysz mnie?! Jessica!!!- głos Viktorii dochodził jakby z daleka. I coraz bardziej się oddalał.
"Już tego nie zniosę. Chcę umrzeć! Nie zniosę... nie... zniosę..."

Danielle siedziała trzeci dzień z rzędu w szpitalu nad swoją córką. Nie chciała puścić to Derryla, aby mogła pójść do domu. Wciąż myślała o tym, co opowiadała Viktoria.

-Ona szła przed siebie i wyciągała komórkę. Wyszła na ulicę i nie zauważyła nadjeżdżającego samochodu. I on... on w nią walnął. I krew. Wszędzie pełno krwi! I ja zadzwoniłam po was, a kierowca odjechał!- Wiktoria już płakała.
-Nie martw się. Ona wyjdzie z tego.- pocieszała ją Danielle.
Na wspomnienie tego przeszedł ją zimny dreszcz. Operacja była trudna. Ledwo udało się ją z tego wyciągnąć. Nie mogli zatamować krwi. To był horror. Wszyscy siedzieli w poczekalni i nie odzywali się do siebie. Bo po co? Każdy myślał to samo: Czy Jessica wyjdzie z tego? Ale operacja powiodła się. Trwała całe 7 godzin! Jednak teraz jest jeden problem. Czy jej jedyna, kochana córka wyjdzie z tego? Czy się obudzi? Doktor Standy powiedziała, że możliwie jest, iż Jessica się nigdy nie obudzi! To by było straszne! Nie! Danielle nie może teraz o tym myśleć, bo tak się na pewno nie stanie!

Ale czemu Kevin nie odwiedza Jessici? Chociaż nie! Raz przyszedł! Przyniósł jej różę. Danielle nie wiedziała jednak, że, gdy tylko zostawiła ich samych Kevin powiedział: "I po co tam wpadłaś? Pod ten samochód, co? Nie mam się teraz z kim całować! Ach, nudna już jesteś! Żegnam!" Ziewnął ostentacyjnie po czym wyszedł.
Nagle przemyślenia Danielle przerwał cichy szmer otwieranych dzrwi i powolnych kroków. Wstała i ujrzała Derryla.
-Danielle, chodź do domu. Nie ma sensu ciągle tu siedzieć. Przyjdziesz rano- powiedział delikatnie.
-Ale... jeśli Jessica się obudzi?
-Nie obudzi się. A jeśli nawet, to pani doktor zajmie się nią. Chyba nie chcesz, aby, jak Jessica się obudzi zobaczyła matkę- ducha? Bo tak właśnie wyglądasz. Jesz jakieś chińskie zupki. Chodź do domu, Viki właśnie robi pyszną zupę. Pomidorową.
-No... dobrze. Ale z samego rana tu wracam.
-OK. Więc chodźmy.
Nagle Danielle wybuchła płaczem. Tylko przy nim nie wstydziła się płakać.
-A jeśli ona się nie obudzi?! Co ja wtedy ze sobą zrobię? Nie przeżyję tego!!

-Na pewno się obudzi.- Derryl przytulił Danielle.- nie martw się. Już niedługo usłyszysz, jak mówi: Mamo, nie umiałam zadania i dostałam tróję!
Danielle zaśmiała się gorzko:
-Nawet wtedy bym ją przytulała i całowała! Niech się ona wreszcie obudzi!!
-Na pewno się obudzi. Ale teraz chodźmy już.
Więc poszli. Minęły cztery godziny. Była 2:00.

Jessica obudziła się i powoli wstała. Czuła ból w boku. Spostrzegła tam wielki szew. I to nie jeden. Ale gdzie ona się znajduje? Porwali ją? Pewnie tak. Ale nikt jej nie pilnuje. Może uciec. Będzie to trudne z powodu szwu. Ale przeżyje ból. Musi stąd uciec. Musi znaleźć mamę, Wiktorię i jej tatę... Powiedzieć, że żyje i wszystko z nią w porządku. Na pewno się martwią o nią. Tak. Trzeba uciekać.

Dziewczyna zrobiła krok. Szew zabolał niemiłosiernie. Zagryzła wargi i w piżamie pobiegła pędem na ciemną ulicę...



ODCINEK 4- Nie wiem, jaki tytuł mam dać...



Jessica biegła ok. 5 min. po czym zmęczona stanęła. Było ciemno. Latarnie pogasły; ciekawe czemu? Jessica stała w zupełnie nieznanym sobie miejscu, na środku pustej, ciemnej ulicy o Bóg wie, której godzinie w nocy! Wiedziała, że jej położenie jest beznadziejne. Rozejrzała się. Nigdzie żywej duszy, okna w obcych domach pogaszone. Przeszła jeszcze parę kroków. Usłyszała wycie psa. Potem warczenie. Głośne, dochodzące z daleka. Poczuła gęsią skórkę na rękach. Z zimna i ze strachu. A jeśli nagle pojawią się jakieś wygłodniałe psy i bez żadnych skrupułów ją zjedzą? Z przerażenia wykrzyknęła nim jeszcze zdążyła się powstrzymać:

-Mamo! Mamusiu! Ja się boję!!!
Jessica ujrzała światła w oknach. No tak, na pewno obudziła połowę ulicy. Zaraz ludzie ją zobaczą i uznają ją za jakąś wariatkę. Potem pewnie zadzwonią po policję...
Tymczasem w prywatnej przychodni pani Standy. Kobieta weszła po cichu do pokoju Jessici. Nie usłyszała jej regularnego oddechu. Zapaliła światło. I zobaczyła puste łóżko.

"O mój Boże!" Pomyślała. "Gdzie ona się podziewa? Może pani Danielle zabrała ją do domu? Bez konsultacji ze mną? Nie, to niemożliwe. Danielle nie jest taka! Może Jessica się obudziła i uciekła do domu? Muszę sprawdzić!" Wciąż jeszcze zszokowana pobiegła pieszo (zapominając o samochodzie) do domu Danielle. Victoria, Danielle i Derry właśnie skończyli jeść hamburgery (zupa się przypaliła) i dziewczyna poszła pozmywać, Derryl do toalety (wiadomo w jakiej sprawie), a Danielle siedziała wciąż przy stole i rozmyślała. Nagle do salonu wbiegła zmęczona dr. Standy.

-Och, dobry wieczór...
-Danielle! Pani Danielle!!- przerwała Danielle dr. Standy dysząc i siadając na krześle.
-Co się stało? Moja córka się obudziła?!- zainteresowała się Danielle.
-Ona... zaraz! Jak to? Nie ma jej u pani?
-Niee... a w szpitalu...?- oczy Danielle zaczęły się coraz szerzej otwierać z przerażenia.
-Ja... właśnie... w tej sprawie- sapała dr. Standy wciąż zdyszana długim biegiem.- weszłam do jej pokoju i patrzę: łóżko puste! Pomyślałam, że pani ją do domu zabrała więc...
-Moja córka... znikła? Moja... kochana Jessica... Nie wierzę!!- Danielle przerwała dr. Standy i zaczęła płakać.
-Trzeba jej poszukać. Jeśli się obudziła i uciekła nie zaszła daleko, prawda?- do jadalni wszedł właśnie Derryl (o parę kilo lżejszy)- tylko dziwi mnie, że uciekła. Czego się przestraszyła...?
-Pewnie był to zwykły szok. Nie wiedziała, gdzie się znajduje, co tam robi... to normalne u człowieka po wypadku.- odparła pani doktor- Ale jestem ciekawa, jak udało jej się wstać... ze szwem i po proszkach przeciwbólowych... to wprost niesłychane!
-Musimy ją znaleźć!- wykrzyknęła Danielle i szybko wybiegła do przedpokoju, aby się cieplej ubrać.- Rany jest już 3.00! A jeśli ona zamarznie?
-Na pewno nie. Przecież temperatura jest o wiele powyżej zera...- mruknęła pani doktor.
-No tak, ale...
-Chodź już Danielle.- powiedział Derryl, objął ją ramieniem wyprowadził na ciemną ulicę.- nie traćmy czasuna pogaduszki. Szukajmy Jessici.
-A Viktoria?
-Właśnie! Niech panie poczekają chwilę, powiem jej, gdzie idziemy...
-Tylko niech pan to zrobi delikatnie! Wiadomość, że Jessica zaginęła może wywołać u pana córki szok!- krzyknęła za nim dr. Standy, jednak Derryl jej nie słuchał. Poszedł szybko do domu i powiedział Wiktorii o całej sytuacji. Dziewczyna spuściła wzrok. Na dywan skapnęła jedna łezka, potem druga. Spadło jeszcze kilka, a Derryl otarł jej łzy i powiedział:
-Nie martw się kochanie. Wrócimy tu razem z Jessicą. Obiecuję ci to.
Wyszedł. Wiktoria patrzyła chwilę za nim. Poszła pozmywać, a później położyła się do łóżka, aby zasnąć i przenieść się do krainy, gdzie nie będzie musiała o tym myśleć.
Tymczasem Danielle, Derryl i dr. Standy chodzili po domach i pytali się o Jessicę. Nikt jednak nie potrafił im pomóc. Szli więc do przodu pustawą uliczką, gdy nagle usłyszeli słaby głosik:
-Mama...? Mamusiu...!

-Jessica!! Kochana córeczko, co się stało?- Danielle przytuliła mocno Jessicę.
-Mamo... ja jestem taka zmęczona...
-Tak, kochanie, idziemy do domu. Prześpisz się.
-Ja ją wezmę na barana.- uśmiechnął się Derryl i zrobił to, co powiedział.
Gdy doszli do domu nastał ranek. Otworzyli drzwi i ujrzeli Wiktorię, która biegła ku nim w podskokach.
-Jesteście! Ale się martwiłam!
-Viktoria, ciszej. Jessica jest bardzo zmęczona.- powiedział Derryl i zaniósł ją na górę. Tuż za nim szła Danielle.
-To ja już pójdę... i przywiozę sprzęt ze szpitala, bo, jak rozumiem Jessica zostaje w domu.- powiedziała pani doktor, po czym poszła do swojego małego szpitalka.
Po dwóch godzinach sprzęt dostał się na górę do pokoju Jessici.

-Jess, masz proszę ciepłą herbatę. Wypij, to poczujesz się lepiej.- powiedziała Danielle i postawiła przed swoją córką parującą herbatę.
-Dobrze mamo- odrzekła Jessica i wypiła całą zawartość kubka.
-A teraz śpij, słoneczko- uśmiechnęła się Danielle.
-Mamo, ale ja nie jestem śpiąca! (Jessica spała jeszcze niedawno ok. 3 godzin)
-Och, jesteś, jesteś! Zamknij oczy.- mruknęła Danielle i wyszła z pokoiku.
-Mamo, ja naprawdę nie...- wyszeptała Jessica. Poczuła się senna. Zrozumiała, że mama dolała jej czegoś na uspokojenie do herbaty. Ale nie przeszkadzało jej to. Bo było ta takie wspaniałe uczucie! Taka miła błogość...
Minęło 9 dni. Jessica czuła się już lepiej. Chodziła po domu, ale nie mogła jeszcze chodzić do szkoły. Do pełni szczęścia brakowało jej jeszcze... Kevina. Był tylko raz. Podobno, jak spała. Zostawił róże i więcej się nie pojawił. Komórki, albo nie odbierał, albo tłumaczył, że jest zajęty nauką do wielu sprawdzianów. Jessica rozumiała to, ale czasem bywała obrażona.
Tego właśnie dnia (dziesiątego od ucieczki ze szpitala) Wiktoria wracała właśnie ze szkoły, gdy nagle spostrzegła znajomą sylwetkę. Podeszła bliżej i jej oczom ukazał się okropny widok!

Kevin całował jakąś wytapetowaną czyrliderkę (nie wiem jak to się pisze). Wściekła podeszła bliżej, aby chłopak ją zobaczył. Był jednak zbyt zajęty tą dziewczyną, żeby zobaczyć cokolwiek innego. Podeszła jeszcze bliżej. Szturchnęła Kevina.
-Co jest?

-Ty wstrętny obrzydliwcu!- wydarła się Wiki i zaczęła policzkować chłopaka.- ty porąbany ślinojadzie! Jak mogłeś?!
Kevin wyglądał na przerażonego.
-No przestań! My tylko... my ćwiczymy nasze role do przedstawienia!

-Tak? To twoja koleżanka właśnie się wypisała!- krzyknęła Wiktoria na widok odchodzącej dziewczyny.
-Ale... nie powiesz tego Jess, prawda? To był tylko niewinny skok w bok...
-Pewnie, że nie powiem!- mruknęła Wiki i poszła przed siebie...
-Dzięki!- krzyknął za nią Kev.
Wiktoria weszła do domu.
-Wiki! Sie masz!- usłyszała głos Jess.
-No hej. Możemy pójść do twojego pokoju? Muszę ci coś powiedzieć...
-Tak jasne. Coś się stało?
Dziewczyny weszły do pokoju Jessici.
-No więc... eee... więc... ten... tego... Kevin cię...
-Kocha?
-Niee... zdradza...
-Co? Z kim?
-Jakaś czirliderka. Brzydka i w ogóle...
-Nieeee... Nie wierzę!- Jess rozpłakała się.
-Ale to prawda!
-Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś...!

-Och Jess! Jestem twoją przyjaciółką!- Wiktoria przytuliła Jessicę.
-Dzięki! Tobie zawsze mogę zaufać!- Jessica uśmiechnęła się przez łzy.
[img]-Och Jess! Jestem twoją przyjaciółką!- Wiktoria przytuliła Jessicę.
-Dzięki! Tobie zawsze mogę zaufać!- Jessica uśmiechnęła się przez łzy.

- Nie martw się mam plan. Powiedziałam mu, że ci nie powiem o tych pocałunkach. Więc zrobimy tak...



ODCINEK 5- Śmierć. Rzecz najgorsza?

Jessica po wysłuchaniu całego planu przestraszyła się.
-Wiki, twój plan jest super, ale nie wiem, czy potrafię go wykonać... Trudno jest się zaprzyjaźnić z dziewczyną, której się nienawidzi...

-Jess. Nie musisz jej naprawdę lubić. Udawaj. Chyba, że nie chcesz...
-Och, nie, chcę. Spróbuję.- mruknęła Jessica.
Minęły dwa tygodnie, a Jessica mogła już swobodnie chodzić do szkoły. Tak więc robiła. W szkole udawała, że ignoruje Wiktorię i powoli zaprzyjaźniała się z Miss, bo tak właśnie miała na imię ta cheerliderka. Codziennie wracały razem ze szkoły i razem siedziały w ławce. Zaś po szkole Jess śmiała się wraz z Wiktorią z tego, co mówiła Miss. Jednak Jessica powoli zaczynała czuć do tej dziewczyny prawdziwą przyjaźń. Często zapominała o planie ustalonym przez Wiktorię i spotykała się z Miss dla przyjemności. Wiktorii niezbyt to odpowiadało, ale nie miała pretensji do Jess. Myślała, że ta po prostu za bardzo się wczuwała w rolę.
Pewnego słonecznego dnia po szkole, Jessica wraz z Miss wybrały się na spacer. Poszły w niezamieszkaną część miasta. Był to można powiedzieć, rezerwat przyrody. Dziewczyny zmęczone spacerem usiadły na trawie i zaczęły rozmawiać o wszystkim, więc o niczym. Miss powiedziała, że nigdy nie miała takiej wspaniałej przyjaciółki, jaką jest Jessica. Jess zmieszała się i podsunęła inny temat: Mój wymarzony ideał.

Pewnego słonecznego dnia po szkole, Jessica wraz z Miss wybrały się na spacer. Poszły w niezamieszkaną część miasta. Był to można powiedzieć, rezerwat przyrody. Dziewczyny zmęczone spacerem usiadły na trawie i zaczęły rozmawiać o wszystkim, więc o niczym. Miss powiedziała, że nigdy nie miała takiej wspaniałej przyjaciółki, jaką jest Jessica. Jess zmieszała się i podsunęła inny temat: Mój wymarzony ideał. Rozmawiały na ten temat około trzydziestu minut i dopiero, gdy nie było już nic do powiedzenia, dziewczęta spostrzegły, że już się ściemnia, a do swoich domów miały kawał drogi. Najbliżej był dom Jessici. Doszły tam i chwilę rozmawiały na temat jutra, gdy niespodziewanie pojawił się Kevin. Zmierzył dziewczyny spojrzeniem i wściekł się na Miss. "Przecież mówiłem jej, żeby z nią nie rozmawiała, bo wszystko się wyda." Pomyślał.
Nagle Miss spotrzegła Kevina i rzuciła mu się na szyję.

-Och, Kevin! Jess, to jest mój bliski- tu Miss zachichotała- kolega! Poznajcie się!
Jessica w mgnieniu oka przypomniała sobie o planie.
-A jak bliski?- zmierzyła Kevina zimnym spojrzeniem.
-No można powiedzieć, że bardzo!- po raz kolejny Miss zachichotała, a Kev na daremnie spróbował zatkać jej usta.- Ojej! Pewnie mam dzwoni!- wykrzyknęła, a wszyscy podskoczyli na dźwięk komórki- to ja lecę! Pa!
"Yes!" Pomyślała Jess. "Teraz posłuchamy, jak się zacznie tłumaczyć."
Gdy Miss odeszła Kevin zbliżył się do Jessici.

-Kochanie, to nie tak, jak myślisz...- zaczął przepraszać.
-Ależ nie martw się. Wiem wszystko.- uśmiechnęła się zimno Jess. Mimo tego poczuła niewytłumaczalne współczucie do chłopca, który próbował się niezdarnie wytłumaczyć z tego, co powiedziała Miss.
-Na... prawdę?
-Tak.
-To... och, Jess to było takie głupie! Nie powinienem był tego robić. Po prostu tak tęskniłem za toba i tak się o ciebie martwiłem...
Serce Jessici zmiękło już do końca. Czuła się winna nie wiedząc, czemu.
-No dobrze... Wybaczam ci.

-Jess! Och, Jess! Nawet nie wiesz, jak mi przykro!- Kevin przytulił mocno Jessicę.
-Może i nie wiem.- powiedziała dziewczyna.- Wejdziesz?
-Jeśli mogę...
-Oczywiście. Jak chcesz to idź, popływaj w basenie. Ja idę po kostium...
-Tak, tak. Pójdę popływać i poczekam na ciebie.
-To do zobaczenia w wodzie!- krzyknęła radośnie Jessica i pobiegła na górę.
I jak tu jej nie kochać... Myślał Kevin w drodze do basenu. Ech... nie będę już jej nigdy zdradzał.
Zdiął ciuchy (pod spodniami miał kąpielówki) i wskoczył do basenu.

minut, a Jessici ciągle nie było. Pewnie się maluje i patrzy w lustro. Zaśmiał się w duchu.
Nagle zobaczył na sobą cień. Spojrzał w górę; był pewny, że zobaczy Jess. Mylił się.
-Co ty...?
-Milcz!
-Ale...
Osobnik rzucił nóż prosto w tchawicę chłopca. Tak właśnie zamierzał. Kevin leżał plackiem w basenie. Woda powoli przybierała czerwony kolor.
-Jess... kocham... Jessi...- nie dokończył. Nie miał siły. I życia. Umarł.

Osobnik wpatrywał się w chłopca, jakby widok martwego, całego w krwi ciała sprawiał mu przyjemność. Po chwili odszedł nie wiadomo gdzie.
Pięć minut później na dół zeszła Jess, aby poinformować Kevina, że nie może nigdzie znaleźć swojego kostiumu. Gdy zbliżała się do basenu zdziwiła się. W ogóle nie było słychać szumu wody. Czyżby Kevin wyszedł z basenu?
-Kevin?- zawołała.
Cisza. Żadnej odpowiedzi.

Sorry, że krew tak beznadziejnie wygląda.
Minęła ścianę prostopadła do basenu i spojrzała na wodę. W dwie sekundy jej piękne, błękitne oczy zalały łzy. Jej szloch usłyszała Wiki. Podeszła do basenu. Spojrzała na wodę. Poczuła, że oczy ją szczypią. Zachowała jednak zimną krew. Wiedziała, że nie może pozwolić Jessice stać tu choćby minutę dłużej. Wyszeptała:
-Chodź. Nie możesz na to...
Nie dokończyła, bo Jessica wskoczyła do basenu i już płynęła do martwego ciała Kevina.
-Kevin! Kochany! Nie rób mi tego! Powiedz, że żyjesz!- przytuliła się do niego. Cała umazana krwią całowała jego twarz. Przerażoną twarz. Z otwartymi oczami.
Wiktoria wskoczyła za przyjaciółką.
-Jess! On... on nie żyje.
- Żyje! Kłamiesz!
-Ja też bym chciała, żeby to było kłamstwo. Ale to rzeczywistość Jess...
Minął kolejny tydzień. Jessica codziennie chodziła do psychologa. Pomagało jej to. Nia płakała już całymi dniami. Była jednak wyciszona. A było to gorsze od płaczu.
Kilka godzin po wypadku przyjechała policja i pogotowie. Wydobyto ciało Kevina i zabrano do szpitala, aby sprawdzić, co było przyczyną zgonu. Pogrzeb odbył się dwa dni po wypadku. Jessica na nim w ogóle nie płakała. Siedziała cicho, jakby myślami była daleko stąd.
Pewnego słonecznego dnia (Jakim prawem to słońce w ogóle świeci?! Pomyślał Jessica, jak tylko się obudziła) Jess podeszła do matki. Siedziała spokojnie i czytała książkę.
-Mamo... Ja mam do ciebie pytanie...
-Mów, kochanie.
-Czy... moglibyśmy... się wyprowadzić?
-Czemu?
-Ja... nie mogę patrzeć na ten dom. Wciąż myślę o...
-Wiesz, córeczko, myślałam o jakimś nowym domu. Ale nie chciałam cię męczyć na ten temat... Ale skoro sama chciałabyś się wynieść, to pokażę ci ładny domek na sprzedaż.
-Jest piękny. Czy mogłybyśmy...
-Tak. Jutro pojedziemy go zobaczyć.
-A Wiki i jej tata...?
-Och, oni tam zamieszkają z nami. Jeśli oczywiście zgodzisz się ty... no i oni.
-Tak. Bardzo chcę mieszkać z Wiktorią.
-W takim razie zaproponuję im to przy kolacji.
-OK.
-Wiesz co? Chodź, pomożesz mi przy zrobieniu hamburgerów.
-Ja... dobrze.

-No, już nie smuć się- Danielle przytuliła mocno Jess.- Już niedługo zaczynamy nowe życie!
-Jak to?
-Wprowadzimy się do nowego domu, zamieszkamy z stałe z Wiktorią i Derrylem...
-Ach, tak... Ale nie muszę zapominać o Kevinie?
-Nie, córeczko. Zachowaj go w swojej głowie. Ale nie jako osobę, którą straciłaś, ale jako miłe i cudowne wspomnienie...


Kolejny odcinek już niebawem! Very Happy [/list]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Asiulka24
Gość



świetne!!!!!!!!!!!czekam na następne!!!!masz talent serio
Dor_Cia



Dołączył: 24 Lut 2006
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z GaduGadu

Tmat zamykam...Brak odcinka przez wyznaczony czas..


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
...:Być albo nie być:...
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 1 z 1  

  
  
 Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi